Dom Bree van de Kamp

Jeanelle

//agentką, mega tajnej organizacji, której posłuszna jest policja; DDD

MrSiM

James tylko tak patrzy na Jeanelle i czeka aż wyjdzie z tej chałupy

Granmor

[ale do karty takiej bzdury nie wpisywałeś/aś. ciekawe czemu...]

Jeanelle

[jakoś o tym nie pomyslałam:)// to źle?]

Granmor

[ no równie dobrze może być batmanem? chce być na miejscu zbrodni, niech będzie detektyw, niech będzie choćby i fbi. ale "agentką, mega tajnej organizacji, której posłuszna jest policja; DDD" KAMAN ]

MrSiM

Kiedy Jeanelle skończyła sobie te oglądanie to poszła do Jamesa i wrócili razem do niej

Jeanelle

[No to niech bd FBI, tak zmiana, o Wink

]

Sahem

Policja zapewne pobrała wszelkie niezbędne odciski, pozbierała dowody i wyniosła się.
Zostali Bree, Orson i Nico.
- Mam ochotę na butelkę wina... - powiedziała wpatrując się tępo w zniszoną framugę drzwi.

Granmor

[color=orange] Nico schowała wszystkie notatniki i tak dalej do torebki. -Mon dieu... dowiedzieć się że Twoja własna rodzina chce Cię zabić. - pokręciła głową.

Sahem

- Trzeba będzie ją wymienić - stwierdziła wstając i podchodząc do drzwi. Ekipa sprzątająca policji usunęła plamę krwi z podłogi.

MrSiM

- Kiedy Orson przyszedł z butelką wina to nalał sobie i Nico, dla Bree przygotował kubek gorącej czekolady i wszyscy usiedli na kanapie

Sahem

Jak miło.
Chociaż w tej chwili wolałaby chyba wino, ale jak się nie ma coś się lubi, to się lubi co się ma. Czy jakoś tak.
Upiła łyk gorącego napoju.
- Powinniśmy wyjechać - stwierdziła w pewnym momencie. Miała ochotę odpocząć.

MrSiM

- To by był niezły pomysł, tylko my dwoje, żadnych sąsiadów, a co gorsza morderców
- Gdzie byś kochanie chciała pojechać? - zapytał ją i pocałował ją w policzek

Sahem

- Nie, to nie jest najlepszy pomysł - nagle zmieniła zdanie. Cóż. Można to zrzucić na barki szoku, w końcu niecodziennie napada na ciebie morderca w twoim własnym domu.
Chociaż u Bree zdarzało się to dość często.
- Zostańmy po prostu w domu - uśmiechnęła się lekko do niego - Odwołam wszystkie spotkania

MrSiM

- Skoro tak, ja sobie wezmę urlop i sobie pobędziemy tutaj z naszymi przyjaciółmi, może dziewczyny ci coś przygotują, może spotkanie pokerowe, albo jakiś grill - uśmiechnął się do niej, ale nie chciał wyjawiać sekretu, że tak na prawdę od długiego czasu już nie pracuje
- A teraz się będziemy sobie odpoczywali przy muzyce Mozarta, co ty na to?

Sahem

Jaki on kochany...
- Wolałabym Czajkowskiego - odparła uśmiechając się lekko - Poza tym, mamy gościa - miała na myśli Nico.

MrSiM

- Oczywiście, wszystko dla mojego aniołka, nie ma to jak Czajkowski - odparł - Nie będzie to raczej przeszkadzało naszemu gościu, pewnie też po takim dniu będzie chciała posłuchać czegoś spokojnego

Sahem

Powiedzmy, że Nico się zgodziła.
- Włącz "Dziadka do orzechów" - poprosiła. Tak, z gorącą czekoladą w rękach i "Tańcem Cukrowej Wieszczki" czuła się jak małe dziecko w święta Bożego Narodzenia. Oczywiście pomijając fakt, że przed kilkoma godzinami miała nóż wbity w dłoń, a jej przyjaciółkę próbowano zabić...

MrSiM

Kiedy razem wszyscy odpływali w takt tej muzyki Orson dalej niespokojnie myślał o tym jaką krzywdę wyrządza Bree nie mówiąc jej prawdy, cały czas patrzył jak ona leży w jego ramionach, nie to dalej nie była odpowiednia chwila na wyznania szczególnie po tym co ją jeszcze spotkało, a zwłaszcza przy Nico

Sahem

Bree siedziała lekko wtulona w ramię męża.
W tej chwili marzyła jej się długa gorąca kąpiel. Ale wcześniej musi zrobić jeszcze jedną rzecz.
Niekoniecznie dzisiaj. Może iść tam też jutro.

MrSiM

*Sobota*

Kiedy już Orson i Bree się wyspali, a dzisiaj spali specjalnie dłużej to Orson zaparzył kawy i przygotował śniadanie do łóżka dla Bree

Sahem

Bree leżała jeszcze w łóżku.
Bolała ją trochę ta ręka, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co się działo teraz z Julie, także zbyt mocno nie narzekała na swój los.
Miała dzisiaj zaplanowane dwie rzeczy. Jechać do szpitala na zmianę opatrunków, a następnie na cmentarz.

Sahem

Po śniadaniu i wizycie w szpitalu Bree szykowała się do wyjścia.
Potrzebowała chwili samotności. Bez męża, sąsiadek i morderców.
Przed wyjściem złapała jeszcze za swoją torebkę.

[wychodzi]

Sahem

[wchodzi]

Wróciła.
Można było zauważyć, że ta przejażdżka dobrze na nią wpłynęła. Od razu postanowiła, że pójdzie do biura, ale wcześniej się przebierze.
Poszła na piętro.
Kwadrans później stała przed lustrem i grzebała w szkatułce z biżuterią. Nie mogła znaleźć swoich pereł.
- Orson! - zawołała.

MrSiM

- Tak koteczku, już idę do ciebie - wstał z kanapy, bo czytał tam jakąś gazetę i spojrzał na Bree - Ale przecudnie wyglądasz, gdzieś idziemy? - zapytał ją i pocałował w ucho