Dom Carol i Charlie'go

Future Lover

-Denver, Colorado.-Odpowiedział tak jakby pytał go o to jakiś pracodawca. Zapalił papierosa, czekał tylko aż usłyszy donośne 'adres i kod pocztowy prosz.' Schował się w tych swoich okularach troche. Haha, twarz w sensie. I tak palił. Spojrzał jeszcze na Carol. Ech, znów zaczyna mu odbijać.
-A ty... Pewnie jesteś stąd tak? Masz taką urodę... Słodko i uroczo, po prostu, jak to miasteczko ha haa.-Wzruszył ramionami.

miss.

- Wyglądam jak dziewczyna z przedmieść? Eee... znaczy to. Pierwsze słyszę ale no... dziękuję chyba. - uśmiechnęła się sztucznie i dotknęła swojego wielkiego nochala jakby go chciała ukryć. Ale tak... tak subtelnie. Nie że wzięła i zasłoniła nos XD

Future Lover

-To znaczy, nie!-Złapał się za.. zatoki. Chyba. Tak przetarł oczy i te okulary, jezu. Znowu wszystko poplątał.
-Po prostu, jest pani bardzo ładna.-Uśmiechnął się głupio.
-Jak już mówiłem, jestem pisarzem. Zawsze musze wszystko... utrudnić.

miss.

- Oh nieee... nic się nie stało. Proszę się nie przejmować. - machnęła łapką, że to nic takiego.

Granmor

*lalalalala, Grudzień*

Taylor podeszła do drzwi, po czym do nich zapukała.

Sahem

Odkurzała.
Przed Bożym Narodzeniem należało porządnie posprzątać dom. A to oznaczało pozbywanie się kurzu z każdego zakamarku. Wczoraj na przykład spędziła całe popołudnie na wymywaniu kurzu z listw przypodłogowych.
Usłyszała jednak pukanie do drzwi, bo w Stanach mają cichsze odkurzacze, a poza tym to opera mydlana, więc nawet jakby była głucha, to usłyszałaby pukanie do tych drzwi.
Poszła otworzyć.
- Witam - uśmiechnęła się szeroko. Miała na sobie fartuszek.

Granmor

Whitney... UM.... to znaczy, Taylor spojrzała na Carol a potem na fartuszek. O, odpowiednio trafiła. -Dzień dobry, um. - poskrobała się po brwi, wyraźnie nad czymś zastanawiając. -Głupia sprawa.... zabrakło mi imbiru, do wypieków. Czy ma Pani może pożyczyć? - zapytała z nieco frywolnym uśmiechem.

Sahem

Imbir? Do wypieków?
Ach, no oczywiście.
- Oczywiście, proszę wejść - zaprosiła ją do środka gestem dłoni odsłaniając drzwi.

Future Lover

Opatulony w swój szaro-czarny, stary szlafrok, z okularami krzywo zwisającymi na nosie i rozczochraną fryzurą zszedł po schodach na dół. Widocznie był czymś bardzo zajęty/zainteresowany, bo...
-Carol, powiedz mi, to już ósma? Wyobraź sobie, jaki pech. Zegarek chyba mi się zepsuł. Ktoś przyszedł, jakieś odwiedziny?-Rzucał pytaniami przechadzając się po salonie. Chyba czegoś szukał.

Sahem

Odchrząknęła.
- Charlie... Mamy gościa - nie lubiła, gdy chodził tak przy nieznajomych. To źle świadczyło o... o nich.

Future Lover

Już miał sięgać po paczkę papierosów cierpliwie czekającą na niego w kieszeni szlafroka, gdy usłyszał, że jednak mają gościa. Westchnął głośno. Dłonią przeczesał swoje rozczochrane włosy próbując jakoś je ułożyć, no ale... chyba nic to nie dało. W końcu dołączył tam, do obu pań.
-O... Fakt... O poranku człowiek w ogóle nie myśli, prosze mi wierzyć. Przepraszam i... witam. Oczywiście.-Poprawił okulary, bo wyczuł, że jakoś dziwnie na nim leżą.

Granmor

Taylor uśmiechnęła się patrząc na Charliego, a potem na Carol. -Przepraszam, nie przedstawiłam się. - uśmiechnęła się jak Whitney parodiowana przez Debrę Wilson. -Doktor Taylor Stone. - podała dłoń Carol.

Sahem

Doktor? Jak miło...
Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Carol Lowry, a to mój syn... - tu spojrzała na Charliego - Charlie - cóż. Nie powiedziałaby, że przedstawianie syna w szlafroku było szczytem jej marzeń... Do tego obcej kobiecie!

Granmor

Taylor uśmiechnęła się do Carol, bo ta ją zaraziła uśmiechem. -Jesteś potem w domu? Po południu pojadę do sklepu, to Ci podrzucę ten imbir.

Sahem

- Och, nie potrzeba - odparła machając ręką - Mam większy zapas - mówiąc to skierowała się do kuchni - Dużo tego imbiru potrzebujesz? - przeszły na ty. Pierwsza zrobiła to Taylor, więc Carol uznała, że i jej wypada to zrobić.

Granmor

-Nie, gdzieś z pół szklanki chyba. - w sumie nie była pewna. Na gotowaniu to ona się znała jak na seksie- w ogóle.

Sahem

Szklanki?
Carol spojrzała na nią zaskoczona.
- Mam tylko świeży imbir - przecież to nie do pomyślenia, by używać gotowego imbiru z torebki!

Granmor

-Ou. - zdziwiła się i podeszła bliżej Carol, zerkając przy tym na Charliego by nie słyszał. -Widzisz... ja jestem, tak jakby nowa.. .w tym... całym pieczeniu ciast i podśpiewywaniu kolęd.

Future Lover

Charlie za to, w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Był w nerwach, więc nic go teraz nie obchodziło poza książką, którą tak bardzo poszukiwał. Odwrócił się, wyjął z kieszeni szlafroka paczkę papierosów, włożył jednego do buzi, zapalił i fru, popędził do salonu.

Sahem

Spojrzała na nią tak, jakby ta przed chwilą powiedziała, że kardamon to rodzaj farby.
- Och... - zdołała wyłącznie z siebie wydusić - W takim razie musisz wiedzieć, że dużo lepiej do ciasta dodawać świeżo starty imbir

Granmor

-Myślisz? - zapytała podnosząc delikatnie brew, zerknęła gdzieś tam czy jednak Charlie nie słucha. -To znaczy, chyba masz rację - to co świeże, zawsze jest lepsze.... no ale nie myślałam o tym. - uśmiechnęła się delikatnie.

Sahem

- Nigdy nie wiadomo co oni tak naprawdę pakują w te torebki - odparła już z kuchni. Po chwili wróciła niosąc w ręku ususzone kłącze imbiru - Użyj tarki z najmniejszymi oczkami

Granmor

Taylor pokiwała głową. -Okey, rozumiem. - uśmiechnęła się po czym zmarszczyła brwi.-Cieszę się, że jednak do Ciebie zajrzałam. Wcześniej jakoś nigdy nie było okazji. - wzruszyła ramionami nieco przepraszająco.

Sahem

Nie znała jej. Zresztą. Niewiele osób zdążyła poznać od kiedy się tu przeprowadzili. Ale akurat tym się nie martwiła. Lepiej znać mniej osób, niż żeby całe miasteczko miało o tobie mówić.
- Powinnaś jeszcze kiedyś do mnie zajrzeć

Granmor

-Tak zrobię, oczywiście poza oddaniem imbiru. - uśmiechnęła się delikatnie, spojrzała na to co tam pewnie utarły.