Dom Brooke D.

miss.

-Oh dzięki... - ucieszyła się i wzięła paczkę. Nie skomentowałą tego wystawiania walizek za drzwi bo już nie miała siły tłumaczyć jej, że sie nie rozejdą.

Haley

- Po prostu ja mam już tego dość...nie chce mieć w domu kopi Dana. - powiedziała

miss.

Nathan? Kopią Dana? -zaczęła się śmiać - To ci nie grozi... jego synowei raczej nie otrzymali po nim charakterku. A to wytrzymasz... Hales dasz radę, napewno. - uśmiechnęła się ciepło.

Haley

- Nie wiem moja cierpliwość jest już dosłownie na wyczerpaniu....juz wole sama utrzymywać dom i dziecko niż być w takiej chorej sytuacji. - powiedziała

miss.

Napiła się kawy.
-Właściwie to co on zrobił poza tym że wyjechał?

Haley

- Tak pozatym ?....nie odzywa się, nawet nie zadzwonił,......pozatym to lepiej nie wspominać. - powiedziała

miss.

-Zajęty jest... Haley nie chce go usprawiedliwać ale ty go też zostawiłaś i wyjechałaś z tym całym Chrisem na jakąś śmieszną trase koncertową.

Haley

- Ale to było kiedyś a pozatym ja się odzywałam....to już nawet nie jest rodzina, my raczej przypominamy tylko dwójke ludzi mieszkających pod jednym dachem. - powiedziała

miss.

-Co to za różnica czy teraz czy kiedyś wcześniej? On pracuje ty pracujesz... więc na pewno wina nie jest z jednej strony. Haley kiedy ty przestałaś myśleć logicznie...

Haley

- Ja myśle logicznie ale tak się żyć nie da. - powiedziała

miss.

-To sie rozwiedź... - stwierdziła szorstko - Teraz jesteś zła że go nie ma i jeszcze chcesz się rozejść i więcej go nie zobaczysz. Więc nie strasz tylko zrób to... ale pomyśl o Jamiem.

Haley

Rozpłakała się

- Brooke ja już nie wiem co mam robić ale ja już po prostu nie wytrzymuje. - powiedziała

miss.

Jeszcze tego brakowało, żeby się tutaj rozkleiła. Jamie siedział i patrzył to na matkę to na Brooke. Dla tej drugiej nie była to odpwiednia rozmowa dla dziecka ale sie nie wtrącała. Usiadła obok Haley i przytuliła ją.

Haley

- Mam tego serdecznie dość.....jak głupia tarabaniłam sie z dzieckiem pół kraju za mężem który teraz znika....nie mam zamiaru podzielić losu Karen czy Deb. - powiedziała

miss.

No już spokojnie... - dalej ją obejmowała a drugą ręką podała jej husteczki higieniczne.

Haley

- On się wcale nie zmienił....wciąż jest takim samym Nathaname któy spotykał się z Peyton. - powiedziała

Wzięła chusteczki

miss.

Brooke nie wiedziała co jej powiedzieć, no. Naprawde nie miała co... Więc się tylko uśmiechneła ciepło.

Haley

- Brooke to jest po prostu już dla mnie nie do wytrzymania. - powiedziała

miss.

-Dasz radę... I to Ty musisz w to wierzyć słyszysz? Nie ja... A jak na razie to ja tu jestem bardziej optymistycznie nastawiona.

Haley

- No widzisz ale to mnie przerasta.....wracać do pustego domu....jeść tylko z Jamiem.... - powiedziała

miss.

Własnie masz Jamiego... - spojrzała na chłopca i sie uśmiechnęła - I to nie jest chyba rozmowa dla niego. Zresztą mamy świeta.

Haley

- To prawda.....ale on się bardzo zawiedzie jak Nathan nie przyjedzie na święta....o a co tam u ciebie z gotowaniem ?.- powiedziała

miss.

-Ja gotowanie? Niejak... mam zamiar coś zamówić, wziać butelkę wina i oglądać stare filmy.

Haley

- To typowe dla ciebie.....mam propozycje może jeżeli ta wredota nie przyjedzie na święta spędzimy je razem co ?. - powiedziała

miss.

-Dzięki za propzycję Haley... ale chce posiedzieć sama. Zrelaksować się i w ogóle... Przepraszam... Jennifer [powiedzmy żee Hales o niej słyszała] też odmówiłam.