Dom Ariego

Granmor

-Jest w trakcie, czy była dobra? Najlepsza dupa lat dziewięćdziesiątych. - to wiedział na pewno.- Trzeba ją wrzucić do studia bez dropsów i nie wypuszczać tydzień aż w końcu powyje do pierdolonego mikrofonu i wyjdzie nam kolejny i cant live if living is without you.

Arno

- Chodziło mi o to Sonyę... - uśmiechnął się kącikowo - Wolałbym być ostrożnym, ale skoro tak mówisz to ufam Ci na słowo.

Granmor

-Przygryzała suka. - mruknął niezadowolony. - Jutro wszystko ustawimy. Mówię o Cain.

Arno

- A już myślałem, że chcesz mnie umówić z tą Sonyą... - roześmiał się - To wracamy do rozmowy o twojej żonie? - uniósł brwi i napił się soku.

Granmor

-Kupię jej kwiaty, samochód, wszystko jedno. To co zwykle. - machnął żoną, nie lubił rozmawiać o tym dlaczego jest w Fairview. Bo to oznaczało że jednak żonę kocha. xD

Arno

- Ale póki co nici z obciągania. - rozłożył ręce i napił się soku, jedną z dłoni wsadził do kieszeni jeansów.

Granmor

-Yep, no. Mogę zadzwonić do Llyoda. On by się spuścił na samą myśl że może mieć styczność z penisem. - odparł podirytowany.

Arno

- A co ma Lloyd do twego penisa, o czymś nie wiem? - uniósł brwi.

Granmor

-To samo co Ty do wierności, mała dziwko. odpowiedział od razu.

Arno

- O to wypraszam sobie. Ostatnimi czasy to Ty przejąłeś moją funkcję. Ja żony nie zdradzam. - był poważny.

Granmor

-Zdrada to stan umysłu lachociągu, nigdy nie zdradzam żony. Pomagam w karierze aktorek i piosenkarek. - odpowiedział sprawdzając esy na swoich czterech telefonach.

Arno

- Zaczynasz przenosić epitety dla Lloyda na mnie... - mruknął z niezadowoleniem - No więc obaj jesteśmy czyści.

Granmor

On obraża wszystkich Arno. XD Taki ma styl.
-Nie pękaj M. - odłożył dwa telefony.

Arno

- To o której się jutro widzimy, hm? - upił kolejny łyk soku.

Granmor

-Jedenasta, z tego co mówiła Llyodowi gej mafia o 9:50 ląduje jej samolot. - oznajmił sprawdzając swój organizator.

Arno

- Najpierw sam z nią pogadasz, czy jak? - uniósł brwi i zadała dziwne pytanie - A dla kogo jest to w twoim zamyśle promocja...dla mnie... - tu urwał i spojrzał na niego uważnie - czy dla niej? Przecież wiesz, że tak czy siak rzadko się naszemu środowisku udaje wyjść z tego syfu...więc ja i tak dużo ryzykuję...faktem jest, że ostatnio zniknąłem na trochę, ale wolę nie powracać niż powrócić w złym stylu i z kolejną złą prasą... - napił się soku - Apropo prasy...jak już coś przekażemy tym pismakom, to musisz zadbać o to, żeby była lepsza...chociaż szanse są na to nikłe... - upił łyk soku znów - Chociaż...osoba, która mnie najbardziej nienawidziła zniknęła z powierzchni ziemi... - uniósł brwi i uśmiechnął się szeroko, miał na myśli oczywiście Veronicę.

Granmor

-Na Kirsten wszyscy czekają, wpisz jej nazwisko w pieprzonym Google. Poza tym potrzebujesz jakiegoś duetu. Co prawda, rozmawiam z Julie o nowej płycie ale jak usłyszała że chciałbym by nagrała duet z Tobą, powiedziała że ta płyta musi być idealnie stworzona według jej koncepcji. A tam nie ma nic o duetach.

Arno

- Czyli praktycznie złamany kutas M. Devouey będzie supportem dla wielkiej gwiazdy na własne płycie... - zaśmiał się.

Granmor

-No co Ty, Julie to Julie, wiadomo. Lata taka, popierdolona i szuka nowych problemów. - Ari uważał Julie za taką Edzie, nie chodziło o styl muzyki tylko oto jak się zachowuje.- Pomożecie sobie nawzajem.

Arno

- Ari...miałem na myśli Kirsten... - zaśmiał się - A co do Julie to leży w naszych rękach - na początek w twoich...ale urobimy ją. - puścił mu oczko.

Granmor

-Wiem że mówiłeś o Kirsten, z Julie pogadam ale nie daję Ci żadnych nadziei. - on tak zawsze mówił. A czy się uda? Zobaczy się.

Arno

- Jej strata. - machnął ręką.

Granmor

-No. - odłożył kolejny telefon. -Jakbyś zapraszał Kirsten do siebie, broń Boże nie dawaj cukierków z nadzieniem jakimś alkoholowym. Dopiero była na odwyku. Ostatnio wytrzymała dwa dni, teraz już cztery będą.